Kobieta Pełna Mocy - Warszawa 26/27 października - tylko 30 miejsc!
izabela bochen | terapia systemowa & coaching holistyczny
Po co ja to sobie robię?
Izabela Bochen
Dlaczego Sobie umniejszam? Dlaczego Siebie podważam?
Gdyby popatrzeć na mnie z boku można by śmiało uznać, że jestem Kobietą wielu talentów, zasobów, sukcesów. Być może jesteś osobą, która patrzy na mnie z podziwem, czy nawet z zazdrością, tak jak ja, zwykłam kiedyś patrzeć na innych ludzi. Dlaczego inni mają lepiej? Dlaczego innym się udaje? Dlaczego wszystko przychodzi im łatwiej? Dlaczego mnie musi być zawsze pod górkę?
Pewnie nie raz zadawałaś sobie te pytania, uznając Siebie za kogoś gorszego, mniej utalentowanego, mniej zaradnego, kogoś komu szczęście i sukces się nie należą. A skoro one Ci się nie należą, to co Ci się należy? Nieszczęście i porażka. Mam na swoim koncie niejeden sukces i niejedną porażkę. Przez większość mojego życia nie potrafiłam uznać swoich sukcesów, a za porażki obwiniałam innych. Żyłam w przeświadczeniu, że to, co mi wychodzi, wychodzi mi przypadkiem, a to co mi nie wychodzi, to przez innych.
Długo nie potrafiłam przyznać sama przed Sobą, że jestem autorką obydwu, i moich sukcesów i moich porażek, i mojego szczęścia i mojego nieszczęścia. I o ile znacznie szybciej i łatwiej przyszło mi przypisanie sobie porażek, o tyle z tymi sukcesami i ich uznaniem było już znacznie trudniej. Zastanawiałam się jak to jest, że łatwiej jest mi Siebie obwinić za porażkę, i przyjąć, że jestem do niczego, niż uznać, że jestem świetna i przypisać sobie sukces. Skąd bierze się we mnie ta potrzeba podważania i umniejszania sobie?
Nie potrafimy cieszyć się z sukcesów, a porażki traktujemy jak wyrok śmierci.
Większość ludzi na tej planecie żyje w poczuciu nieszczęścia. Uważają, że będą szczęśliwi, jeżeli: założą rodzinę, wybudują dom, przyjdą na świat ich dzieci, lub wtedy, kiedy wreszcie te dzieci ten dom opuszczą. Jak będą mieli więcej pieniędzy, więcej czasu, więcej splendoru. Wciąż czekają na ten moment, kiedy będą mogli być szczęśliwi. I nawet, kiedy ten moment nadchodzi, cieszą się nim krótko, albo wcale, bo się okazuje, że to jednak nie o takie szczęście im chodziło. Ten mąż to nie taki zaradny, ten dom to nie taki ciepły, to dziecko to nie takie grzeczne, te pieniądze to nie takie duże. Zawsze coś jest NIE TAK! Co zatem z nami ludźmi jest nie tak, że nie potrafimy cieszyć się z sukcesów, a porażki traktujemy jak wyrok śmierci na nasze szczęście?
Nie byłam spełnieniem marzeń. Nie dałam Mamie szczęścia, o jakim marzyła.
Początek naszego szczęścia lub nieszczęścia oraz pasmo sukcesów czy też porażek, jak wszystko inne w naszym życiu, zaczyna się w naszym dzieciństwie. A w zasadzie w chwili, kiedy nasze istnienie zostało obwieszczone światu, czyli Ojcu. Moja Mama, jeśli kiedykolwiek mówiła o Ojcu, to w taki sposób, że miałam poczucie, że naprawdę go kochała. Pokazywała mi napisane do niego listy, wiersze miłosne, nuciła piosenki, które jej przypominały ich wspólne chwile. Poza tym, że go kochała i że on, na wieść o ciąży ją zostawił, nie wiedziałam o ich relacji w zasadzie nic. Czy on ją kochał? Dlaczego ją zostawił? Dlaczego mnie nie chciał?
Mama wspominała, że nakłaniał ją do usunięcia ciąży, ale ona jednak zdecydowała się mnie urodzić. Wiele Kobiet zmusza się do urodzenia nieplanowanego, nie chcę napisać niechcianego dziecka. Kobietę można zmusić do wszystkiego, nie używając przy tym nawet siły. Wystarczy obarczyć ją całkowitą odpowiedzialnością i wmówić, że to ona jest winna, a ona sama wymierzy sobie najwyższy wymiar kary. Mam wdzięczność do Mamy za to, że mnie urodziła, i jednocześnie musiałam spotkać się z tą niewygodną prawdą, że nie byłam jej spełnieniem marzeń, a wieść o ciąży i moje istnienie nie dały jej szczęścia, o jakim marzyła. Nie dały jej Taty.
Mogę być w głębokim połączeniu z Mamą tylko wtedy, kiedy jestem nieszczęśliwa.
Skoro zatem nie byłam dla Mamy szczęściem, to czym byłam? Nieszczęściem. Wiecznie żywym symbolem największego wstydu i upokorzenia kobiety, jakim jest opuszczenie jej przez Mężczyznę. A skoro połączyło nas na głębokim, komórkowym poziomie to nieszczęście, to mogę być w głębokim połączeniu z Mamą tylko wtedy, kiedy jestem nieszczęśliwa. I tak przez większość mojego życia było, że byłyśmy dla Siebie tylko wtedy, kiedy byłam nieszczęśliwa. Kiedy porzucali mnie lub zdradzali mężczyźni, kiedy traciłam pracę, kiedy traciłam kolejną ciążę. Byłyśmy dla Siebie, a w zasadzie ona była dla mnie tylko wtedy, kiedy byłam nieszczęśliwa. Nie umiała jednak cieszyć się moim szczęściem. Kiedy opowiadałam o tym, co mi się udało, ona uśmiechała się sztucznie i milczała. Bo kiedy byłam szczęśliwa, byłam w kontakcie z Tatą. W kontakcie z mężczyzną, którego utraciła.
Większość problemów rozwiązywałam sama, żeby nie być dla nikogo problemem.
Mężczyzny do niczego nie można zmusić, a już z pewnością nie można go zmusić do miłości. Reguła jest prosta. Jeśli Mężczyzna kocha Kobietę, to bierze odpowiedzialność za uszczęśliwienie Kobiety, a co za tym idzie za uszczęśliwienie ich potomstwa. On robi to dla niej i dla nich, bo kocha. A jeśli nie robi, to dlatego, że nie kocha. Przez większość mojego życia żyłam w przekonaniu, że to moja wina, że Tata Mamę zostawił. I że to jest moja odpowiedzialność, żeby Mama była szczęśliwa. A uszczęśliwiałam ją wtedy, kiedy zastępowałam jej partnera, mojego Ojca.
Od najmłodszych lat, sprzątałam, robiłam zakupy, gotowałam i nosiłam jej obiady do pracy. Chodziłam z nią na imprezy, jeździłam do rodziny i przyjaciół, towarzyszyłam jej wszędzie i we wszystkim. Wspierałam, kiedy płakała, cieszyłam się wtedy, kiedy ona się cieszyła. Starałam się być grzeczna, dobrze się uczyć i nie sprawiać problemów. Cała moja uwaga i energia była ukierunkowana na uszczęśliwienie Mamy i na to, żeby jej nie zawieść. Tak też postępowałam ze wszystkimi moimi partnerami. Byłam zawsze dla nich, ale nigdy dla Siebie.
Kiedy nie chcesz być dla innych problemem, inni stają się problemem dla Ciebie.
Największych rozczarowań doświadczałam w miłości. Każdy mój kolejny partner mnie zdradzał lub porzucał. Wtedy, w tym naszym wspólnym nieszczęściu mogłyśmy się z Mamą połączyć, a Mama była dla mnie wreszcie Mamą. Tą troskliwą, wspierającą i opiekuńczą. Mogłam wreszcie przy niej poczuć się jak mała córeczka, a nie jak odpowiedzialny, dorosły partner.
Najtrudniejszym było stanąć w prawdzie do mojej słabości.
Musiałam poznać prawdę. Prawdę o mojej mamie, którą musiałam zdjąć z podium silnej superbohaterki. Prawdę o moim ojcu, który okazał się być równie słaby i zależny od opinii swojej matki. Prawdę o moim ojczymie, który okazał się być katem i ofiarą w jednym. I prawdę o mnie samej i o tym, że jestem słaba. Stanięcie w prawdzie do mojej słabości było najtrudniejsze. Zmierzenie się z tym, że się boję, że nie umiem się bronić, że zdanie innych jest dla mnie ważniejsze, niż moje własne szczęście, że dla mężczyzny jestem w stanie zrobić znacznie więcej, niż dla Siebie samej. To było potwornie trudne, ale też uwalniające i wzmacniające.
Wreszcie kurtyna opadła, a król stał przed tłumem zupełnie nagi. Ja w tej swojej nagości i bezbronności zobaczyłam wszystko to, czego potrzebowałam do tego, żeby zadbać o swój spokój i bezpieczeństwo. Przestałam wierzyć, że unikając konfrontacji, pobłażając, ratując, wspierając ktoś mi ten spokój i bezpieczeństwo zapewni. Mozolnie budowałam swój mięsień odwagi, uczyłam się stawiania granic, rozpoznawania nadużyć i przekroczeń, słuchania swojego ciała i swojej intuicji, podążania za swoim wewnętrznym głosem, stawania zawsze po swojej stronie. I co najważniejsze stawanie w prawdzie z samą sobą.
Kiedy widzisz prawdę, znajdujesz też siłę, żeby się z tą prawdą zmierzyć.
Prawda Cię wyzwoli. Kiedy widzisz prawdę, znajdujesz też siłę, żeby się z tą prawdą zmierzyć. Ale dopóki żyjesz w iluzji i okłamujesz samą Siebie, życie wciąż będzie Cię z tym kłamstwem boleśnie konfrontować. Dlatego dziś pracując z Kobietami, z miłością prowadzę je do miejsca, kiedy są gotowe z tą prawdą się spotkać, bo tylko znając prawdę mogą zmienić swoje życie. Jedyne, czego żałuję w swoim życiu to tego, że nie poznałam tej prawdy wcześniej, bo z pewnością uchroniłoby mnie to przed wieloma bolesnymi stratami i doświadczeniami. Dziś, gdybym mogła udzielić Ci jednej rady, to tylko tej, żebyś nie traciła czasu. Moment, w którym czujesz, że chcesz coś zmienić, jest dokładnie tym momentem, kiedy musisz coś zmienić. Nie czekaj!
Z Miłością, I❤
Izabela Bochen
Kobieta Pełna Mocy - Warszawa 26/27 października - tylko 30 miejsc!
kobieta pełna mocy - warszawa - 26/27 października 2024
Uwolnij się od energetycznych długów i wyjdź do zysków w każdej dziedzinie życia!
Większość Kobiet żywi takie przekonanie, że w życiu nie można mieć wszystkiego. Wydaje nam się, że musimy coś poświęcić dla czegoś innego. Karierę na rzecz rodziny, miłość na rzecz pieniędzy, zdrowie na rzecz dzieci.
A co jeżeli możesz być spełniona w każdym aspekcie Twojego życia?
Co jeśli możesz być spełniona w miłości, dobrze zarabiać i cieszyć się zdrowym, witalnym i pełnym energii ciałem?
Nie musisz niczego poświęcać! A przede wszystkim nie musisz poświęcać Siebie, żeby żyć spełnionym życiem.
Jedyne czego potrzebujesz to uwolnić się od długów, które swoim poświęceniem, rezygnacją z Siebie i oddaniem na rzecz innych nieustająco spłacasz wobec Twoich rodziców i przodków.