Już 1 stycznia 2025 startuje Holistyczna Akademia Rozwoju Osobistego i Biznesowego dla Coachów i Terapeutów!
izabela bochen | terapia systemowa & coaching holistyczny
Jak z Kobiety silnej, stałam się Kobietą Pełną Mocy?
Izabela Bochen
Byłam silna. Tak, byłam. Musiałam być!
Moje życie mogę podzielić na trzy etapy. Pierwszy zakończył się, kiedy miałam 19 lat i wyszłam z mojego rodzinnego, dysfunkcyjnego i pełnego przemocy domu do swojego dorosłego życia. Drugi, kiedy w wieku 40 lat, po rozwodzie, depresji i bankructwie musiałam opuścić mój własny, dorosły dom i wyruszyć w nieznane. Trzeci to budowanie i odnajdywanie domu w Sobie. Jedynego domu, który daje stabilny fundament, spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Dziś mogę śmiało powiedzieć o Sobie, że jestem Kobietą spełnioną. Nie mam idealnego życia, moje życie jest normalne. I to ta normalność jest dla mnie czymś wyjątkowym. Kiedy wyrastasz w domu, w którym krzyk, alkohol i przemoc są normalnością, cisza, spokój i łyk porannej kawy wypity bez pośpiechu stają się dla Ciebie istnym błogosławieństwem. Delektujesz się ciszą, miłością i życzliwością tych, których kochasz.
Kiedy w wieku 19 lat opuszczałam mój rodzinny dom, za wszelką cenę pragnęłam mieć spokój, bezpieczeństwo i miłość, której nigdy tak naprawdę nie zaznałam. Wychowywałam się bez ojca. Zostawił moją mamę, kiedy była w czwartym miesiącu ciąży. Nigdy go nie poznałam. Kiedy mając 8 lat moja mama wyszła za mojego ojczyma przez chwilę wierzyłam, że wreszcie będę miała tatę, a moje życie będzie normalne. Takie jak innych dzieci.
Za maską odważnej i przebojowej, kryła się nieśmiała i wrażliwa dziewczynka.
Już w przedszkolu odkryłam, że to, że nie mam ojca, sprawia, że jestem inna. To dlatego wymyślałam o nim przeróżne historie. A to, że wyjechał do Afryki, a to, że lata samolotem. Chciałam, żeby był wyjątkowy, bo dzięki temu w moim odczuciu zyskiwałam w oczach innych dzieci, a nierzadko czułam się od nich lepsza. Tym przykrywałam moje poczucie gorszości i niedopasowania. Mój syn zapytał mnie kiedyś, jakim byłam dzieckiem. Na pozór śmiałym, przebojowym i odważnym. Dziś wiem, że za tą maską od najmłodszych lat ukrywałam nieśmiałość, poczucie odrzucenia i ponadprzeciętną delikatność i wrażliwość.
To obecność mężczyzny dawała mi siłę. Będąc sama byłam słaba i bezsilna.
Niewiele pamiętam z najmłodszych lat mojego życia. Mama dużo pracowała, a ja byłam podrzucana raz do jednej, raz do drugiej ciotki. Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły, zajmowałam się sobą sama. Sama. To jest najlepsze określenie na większość mojego życia. Zbudowałam w sobie to silne przekonanie, że ze wszystkim muszę poradzić sobie sama. Miało ono dwa mocne filary: obserwację mojej samotnej matki i mnie samotnej, pozostawianej najczęściej bez żadnej opieki. Przez większość mojego życia byłam postrzegana i postrzegałam Siebie jako Kobietę silną i niezależną.
To rozpad mojego małżeństwa dopiero objawił mi prawdę o mnie samej. Jedna przypadkiem usłyszana rozmowa i świadomość, że teraz naprawdę jestem sama, dosłownie rzuciły mnie na kolana, z których wstawałam przez kolejnych kilka lat. Do tamtego momentu nigdy tak właściwie sama nie byłam. Od 15 do 38 roku życia zawsze byłam w jakimś związku. Byłam silna dopóki był obok jakiś mężczyzna. Nie miało większego znaczenia jaki. Ważne, że był. To obecność mężczyzny dawała mi siłę. To przy nich mogłam zgrywać silną i niezależną. Będąc sama byłam słaba i bezsilna.
Tata mnie kochał i był dla mnie dobry.
Taka też była moja mama. Słaba. Zawsze uważałam ją za bohaterkę, która jest w stanie pokonać wszelkie trudności i nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Nie patrzyłam jednak na to, że stało się dla niej niemożliwym odejście od mojego przemocowego ojczyma alkoholika, z którym małżeństwo przypłaciła chorobą psychiczną. Mnie też przyszło zapłacić za to niemałą cenę. Kiedy miałam 38 lat w wyniku mojej wewnętrznej pracy odkryłam, że byłam przez niego molestowana. To doświadczenie położyło się głęboką rysą na mojej psychice. Jednego dnia mówił, że mnie kocha, drugiego dobierał się do moich majtek, a trzeciego dnia wyzywał i upokarzał. Co ciekawe z domu rodzinnego wyszłam z przekonaniem, że on mnie kochał i był dla mnie dobry. No i przecież mnie adoptował i dał mi swoje nazwisko, więc nie mogło być inaczej.
Większość problemów rozwiązywałam sama, żeby nie być dla nikogo problemem.
Tak też postrzegałam mężczyzn. Jakbym zupełnie nie widziała ich przewinień, a chciała w nich widzieć tylko to, co najlepsze. Więc podobnie jak moja mama, błędy wybaczałam, a nierzadko naprawiałam za nich, a jakiekolwiek przejawy dobroci wynosiłam na piedestał. Byłam cierpliwa, wyrozumiała i pobłażliwa. Moja mama walczyła, krzyczała, nie ustępowała nawet jeśli dochodziło do rękoczynów. Ale kiedy następnego dnia mój ojczym przepraszał, zawsze wybaczała. Rozejm nie trwał nigdy zbyt długo i tak przez ponad 30 lat, dopóki nie rozłączyła ich choroba mamy.
Ja byłam tą, która rozdzielała ich podczas awantur, która w środku nocy brała na ręce mojego przyrodniego brata i szukała dla nas bezpiecznego schronienia. To ja dzwoniłam po policję, to ja wzywałam straż do płonącego mieszkania. To było życie na tykającej bombie. Odkąd się usamodzielniłam dbałam przede wszystkim o to, żeby był spokój. W związkach nie lubiłam się kłócić, unikałam sprzeczek, a większość problemów rozwiązywałam sama, żeby nie być dla nikogo dodatkowym problemem.
Kiedy nie chcesz być dla innych problemem, inni stają się problemem dla Ciebie.
Kiedy nie chcesz być dla innych problemem, inni stają się dla Ciebie problemem bądź generują problemy, które Ty rozwiązujesz. Tak też było w moim małżeństwie. Kiedy wchodzisz w relację z przekonaniem, że musisz poradzić sobie sama, i z tym, że nie możesz liczyć na mężczyznę, a w dodatku wszystko mu wybaczasz i ratujesz go, tak jak ratowałaś w dzieciństwie matkę i brata, to choćbyś bardzo chciała, żeby było dobrze, to musi zakończyć się katastrofą. Ta katastrofa przyszła nagle i niespodziewanie i była jak zderzenie Titanica z ukrytą pod powierzchnią wody górą lodową. Ja silna, niezależna, zawsze dająca radę, rozbiłam się o to, co było głęboko ukryte w mojej podświadomości. Od tego momentu rozpoczęłam śledztwo, mające na celu wyjaśnienie przyczyn tej, jak się okazało później, nieuchronnej katastrofy.
Najtrudniejszym było stanąć w prawdzie do mojej słabości.
Musiałam poznać prawdę. Prawdę o mojej mamie, którą musiałam zdjąć z podium silnej superbohaterki. Prawdę o moim ojcu, który okazał się być równie słaby i zależny od opinii swojej matki. Prawdę o moim ojczymie, który okazał się być katem i ofiarą w jednym. I prawdę o mnie samej i o tym, że jestem słaba. Stanięcie w prawdzie do mojej słabości było najtrudniejsze. Zmierzenie się z tym, że się boję, że nie umiem się bronić, że zdanie innych jest dla mnie ważniejsze, niż moje własne szczęście, że dla mężczyzny jestem w stanie zrobić znacznie więcej, niż dla Siebie samej. To było potwornie trudne, ale też uwalniające i wzmacniające.
Wreszcie kurtyna opadła, a król stał przed tłumem zupełnie nagi. Ja w tej swojej nagości i bezbronności zobaczyłam wszystko to, czego potrzebowałam do tego, żeby zadbać o swój spokój i bezpieczeństwo. Przestałam wierzyć, że unikając konfrontacji, pobłażając, ratując, wspierając ktoś mi ten spokój i bezpieczeństwo zapewni. Mozolnie budowałam swój mięsień odwagi, uczyłam się stawiania granic, rozpoznawania nadużyć i przekroczeń, słuchania swojego ciała i swojej intuicji, podążania za swoim wewnętrznym głosem, stawania zawsze po swojej stronie. I co najważniejsze stawanie w prawdzie z samą sobą.
Kiedy widzisz prawdę, znajdujesz też siłę, żeby się z tą prawdą zmierzyć.
Prawda Cię wyzwoli. Kiedy widzisz prawdę, znajdujesz też siłę, żeby się z tą prawdą zmierzyć. Ale dopóki żyjesz w iluzji i okłamujesz samą Siebie, życie wciąż będzie Cię z tym kłamstwem boleśnie konfrontować. Dlatego dziś pracując z Kobietami, z miłością prowadzę je do miejsca, kiedy są gotowe z tą prawdą się spotkać, bo tylko znając prawdę mogą zmienić swoje życie. Jedyne, czego żałuję w swoim życiu to tego, że nie poznałam tej prawdy wcześniej, bo z pewnością uchroniłoby mnie to przed wieloma bolesnymi stratami i doświadczeniami. Dziś, gdybym mogła udzielić Ci jednej rady, to tylko tej, żebyś nie traciła czasu. Moment, w którym czujesz, że chcesz coś zmienić, jest dokładnie tym momentem, kiedy musisz coś zmienić. Nie czekaj!
Z Miłością, I❤
Izabela Bochen
Już 1 stycznia 2025 startuje Holistyczna Akademia Rozwoju Osobistego i Biznesowego dla Coachów i Terapeutów!
holistyczna akademia rozwoju osobistego i biznesowego dla coachów i terapeutów